Teblet

Wacom intuos 5 L cena: ok. 1600 zł.

Zanim „położyłem łapy” na nowym Intuosie 5, musiałem wysłuchać opowiastki o nim. Było to 9 lutego na sekretnym spotkaniu dla polskich ewangelistów Wacoma. Kiedy pierwszy raz usłyszałem tam, że ichni projektanci pozbyli się znanych z „czwórki” wygodnych wyświetlaczy, pomyślałem „psują całkiem dobrą zabawkę”. Ale im dłużej słuchałem o nowym rozwiązaniu (a potem zacząłem go używać), tym bardziej się do niego przekonałem. Nie wszystko w piątce jest – moim skromnym zdaniem – zmianą w dobrym kierunku, ale tablet zagościł na stałe przy moim laptopie. Opowiem Wam zatem, co jest w nim dobre, a co złe.

Gdzie są moje diody?

Pierwsze wrażenia z używania Intuosa 5 są wzrokowo-dotykowe. Po pierwsze, tablet nie jest już zrobiony z błyszczącego plastiku, który – mówiąc między nami – sprawiał wrażenie tandety. Projektanci z Wacoma chyba doszli do tego samego wniosku, bo piątka jest zrobiona z matowego, dużo bardziej przyjemnego w dotyku tworzywa. Skoro już go dotykamy, niech to będzie przyjemny dotyk, prawda?

Po drugie – i to mi się już dużo mniej spodobało – zniknęły wygodne LED-owe wyświetlacze przy guzikach. Intuos 5 nadal ma osiem konfigurowalnych przycisków i czułe na dotyk pokrętło, które pokochałem w poprzedniej wersji, próżno jednak szukać wyjaśnienia, co poszczególne przyciski robią. „To będzie koszmar” – pomyślałem – „mogę przeprogramować guziki, ale będę musiał się nauczyć na pamięć każdej z ośmiu funkcji”.

Okazuje się, że niekoniecznie. Tok myślenia projektantów Wacoma był następujący: skoro najważniejsza jest Twoja praca na ekranie, to nie powinniśmy zmuszać Cię do odwracania od niej wzroku, nawet jeśli chcesz przełączyć funkcję w tablecie. Dlatego wyświetlanie tego, co robią poszczególne przyciski przeniesiono… na ekran. Sam tablet rzeczywiście nic Ci nie powie, ale po zainstalowaniu sterownika wystarczy potrzymać palec pół sekundy nad jednym z guzików, by włączyło się coś, co Wacom nazwał Express View – pokazuje funkcje przypisane do każdego z klawiszy oraz podświetla ten, nad którym aktualnie trzymasz palec. Żadnego odwracania wzroku od monitora. Przyzwyczajenie się do takiego sposobu pracy zajęło mi krócej, niż się spodziewałem. Po godzinie korzystałem z tego zupełnie swobodnie.

Zatem: żegnajcie diody! Chociaż nie wszystkie – „piątka” ma podświetlenia w rogach aktywnego obszaru (baaaardzo wygodne, kiedy pracujesz w ciemnym pokoju na biurku zawalonym różnymi szpargałami), ma też diody, które wskazują, która funkcja koła jest aktywna. Tu plus dla chłopaków z Wacoma za ulepszenie – w tej chwili te diody są po czterech stronach koła, w „czwórce” były tak blisko siebie, że czasem jedno spojrzenie nie wystarczało na „załapanie”, która funkcja jest włączona.

No weź mnie dotknij!

Największą nowością, o której Wacom trąbił przy okazji premiery Intuosa 5 jest wbudowana w tablet funkcja multitouch – do jego obsługi nie jest już konieczne piórko, systemowe funkcje (te, które nie wymagają wykrywania poziomów nacisku czy wychylenia piórka) można wykonywać palcami. Mam jednak mieszane uczucia, jeśli chodzi o tę nowinkę. Dlaczego?

Jeśli do tej pory używałeś peceta bez jakiegoś zaawansowanego gładzika, będziesz zachwycony. Przewijanie za pomocą dwóch palców, powiększanie zdjęć, obracanie ich, przełączanie się między aplikacjami – jest cudownie. Jeśli jednak przewijanie dwoma palcami miałeś w MacBooku od 2006 roku, a potem Steve Jobs przyzwyczaił Cię bezwstydnie do kolejnych gestów wykonywanych dwoma, trzema i czterema palcami, Intuos 5 będzie Cię wkurzał. Dlaczego? Bo te same gesty wykonywane na komputerowym gładziku robią coś innego, kiedy są wykonywane na tablecie. Nie wiem, czemu Wacom nie mapuje gestów systemowych (tablet ma techniczne możliwości, kwestia oprogramowania sterownika), być może to kwestia polityki Apple? Próbowałem na wszystkie sposoby, skończyło się na odtworzeniu tylko najprostszych gestów. Po tablecie zatem częściej macham piórkiem, palce odruchowo wracają do laptopowego gładzika. Może któraś aktualizacja sterownika to naprawi, czekam niecierpliwie…

Z kablem i bez kabla

Jedną z moich ulubionych modyfikacji w Intuosie 4 (który recenzowałem w zeszłym roku) było dodanie bezprzewodowej komunikacji przez Bluetooth. Pomimo moich obaw, tablet sprawował się wyśmienicie. Zatem wiadomość o tym, że każda „piątka” jest bezprzewodowa bardzo mnie ucieszyła. Niestety, entuzjazm mocno ostygł, kiedy okazało się, że tę bezprzewodową komunikację trzeba… dokupić. Wacom zdecydował się na przeniesienie do Intuosa modelu bezprzewodowego znanego z tabletów Bamboo (przeznaczonych na nie-profesjonalny rynek). Tam za zestaw do bezprzewodowej komunikacji z komputerem trzeba było dopłacić, tak samo jest teraz w przypadku Intuosa 5 – zestaw do bezprzewodowej komunikacji to wydatek rzędu 150 PLN. Mało tego, tablet nie komunikuje się już z komputerem via Bluetooth, ale poprzez fale radiowe. Efekt? W porcie USB ląduje niewielki odbiornik, co w przypadku mojego MacBooka Pro (wyposażonego tylko w dwa porty USB) jest sporym poświęceniem.

Kiedy zapytałem ludzi z Wacoma, dlaczego zrezygnowali z Bluetooth odpowiedzieli, że producenci pecetów nie wyposażają wszystkich maszyn w ten standard, więc użytkownicy i tak musieli dokupować „dongle” do komunikacji przez BT. Zatem, podobnie jak w przypadku gestów, „rozpieszczeni” użytkownicy Maców zostali nieco na lodzie.

Czy to jest dobry tablet?

Kiedy piszę tę recenzję, Wacom Intuos 5 leży obok laptopa. Sięgam po niego za każdym razem, kiedy odpalam Photoshopa – pod względem prac graficznych, takich jak obróbka zdjęć, rysowanie, to urządzenie nadal nie ma sobie równych. Czułe na nacisk piórko, nieograniczona praktycznie możliwość konfiguracji przycisków dodatkowych, kółko, bez którego nie wyobrażam sobie pracy… Wszystko to sprawia, że dla grafika Intuos 5 jest praktycznie niezastąpiony, praca bez niego jest po prostu cięższa.

Mam natomiast mieszane uczucia w stosunku do tabletu jako zamiennika myszy. Wiele sobie obiecywałem po obsłudze bez piórka, wielodotykowych gestach. Tu czuję, że Wacom dopiero uczy się rzeczy, które ludzie z Apple opanowali już jakiś czas temu. Gładzik (wbudowany czy produkowany przez Apple) jest – przynajmniej dla mnie, właściciela MacBooka Pro – nadal wygodniejszym urządzeniem. I to nie ze względu na technologię – Intuos 5 potrafi nawet więcej, niż zabawka Apple – ale ze względu na oprogramowanie oraz kilka detali (jak ten nieszczęsny Bluetooth).

Zatem: jeśli Twoja praca polega na dzierżeniu w dłoni piórka, nie zastanawiaj się dwa razy, Intuos 5 jest doskonałym wyborem. Jeśli chcesz obsługiwać komputer za pomocą gestów, ale do tej pory tego nie próbowałeś – Intuos 5 także zadowoli Cię w pełni. Jeśli jednak myślisz, że tablet Wacoma zastąpi Ci gładzik przy obsłudze Liona, czeka Cię trochę zgrzytania zębami.